czwartek, 29 grudnia 2011
Zaproszenie - Elizabeth Bevarly
"Natalie Beckett stoi w obliczu katastrofy. Żaden z zaproszonych VIP-ów nie potwierdził przybycia na imprezę, którą organizuje na zlecenie bogatej filantropki. Jeśli nie wymyśli, jak ściągnąć gości, przyjęcie skończy się klęską. Jej kariera również. Musi więc zapewnić atrakcję... w postaci tajemniczego miliardera, który właśnie bawi w mieście. Ale żeby do niego dotrzeć, musi sforsować największą przeszkodę: jego ochroniarza, najbardziej upartego i najbardziej pociągającego mężczyznę, jakiego w życiu spotkała..."
Wydawnictwo Amber
Książka stała sobie u mnie na półce i czekała na odpowiedni moment. I taki nadarzył się w czasie świąt. Historia lekka i przyjemna wciągnęła mnie tak bardzo, że nie chciałam się oderwać od lektury dopóki nie zobaczę ostatniej strony ;)
Natalie ma niezwykłą zdolność do partaczenia wszystkiego czego się podejmie. Choć ma pieniądze, chce być kobietą sukcesu, prowadzić własny biznes i pokazać rodzinie, że potrafi o siebie zadbać. Bo gdyby jednak nie potrafiła - matka już szykuje jej ślub z wyjątkowo lizusowato-żmijowatym Deanem. Bo Dean to zdaniem matki Natalie idealny facet dla córki, bo przecież celem każdej kobiety powinno być zamążpójście i czynienie honorów pani domu...
Tak więc Natalie robi wszystko, by jednak nie doszło do tego ślubu. Jej ostatnim pomysłem jest organizacja przyjęć. Dzięki "poleceniu" udaje jej się otrzymać lukratywne zlecenie na wielkie, charytatywne przyjęcie z opcją "pieniądze nie grają roli". Cóż lepszego mogłaby sobie wymarzyć startująca w branży organizatorka przyjęć? Niestety pech Natalie polega na tym, że przyjęcie ma odbyć się w przeddzień gonitwy Kentucky Derby, która jest najważniejszym wydarzeniem towarzyskim w Louisville, a praktycznie nikt nie przysłał potwierdzenia uczestnictwa. Na szczęście dziewczyna nie poddaje się i wymyśla plan, dzięki któremu uda jej się zapełnić ogromną salę balową Clementine Hotchkiss.
Pomysł na udane przyjęcie upatruje w zaproszeniu miliardera, Russella Mulhllanda. Niby proste, ale... Mulholland nigdy nie bierze udziału w imprezach towarzyskich, a dodatkowo, by mieć w ogóle szansę rozmowy z nim, musi najpierw przekonać szefa jego ochrony i przyjaciela, Finna Guthriego. I tu zaczynają się wzajemne podchody, które wywołują uśmiech na twarzy i zapewniają niezłą rozrywkę ;)
Napiszę, że okładka nie kłamie ;) to faktycznie "wszystko dla Pań" i dodatkowo "komedia romantyczna". Książka bardzo mnie wciągnęła i mimo później pory - musiałam ją "skończyć". Natalie to taka fajna pozytywna bohaterka. Nigdy się nie poddaje, choć może wizja ślubu z Deanem (lub jak kto woli: Dinem, Dinusiem, Dinusiem Świntuszkiem, a może Dynamicikiem) jest dla niej dobrą motywacją, by łatwo nie rezygnować. Musi być też w niej coś intrygującego, gdyż szef ochrony ulega jej urokowi (choć może nie do końca jej ufa). A trzeba przyznać, że Finn to typowy twardziel, wychowywany przez ulicę no i przede wszystkim oddany przyjaciel... Można również powiedzieć, że nie jest też aż taki nieczuły, za jakiego chce uchodzić.
Wspomnę też, że w książce mamy drugi wątek. Dwoje ludzi doświadczonych boleśnie przez los odnajduje siebie w niecodziennym miejscu i okolicznościach ;) Mimo złych wspomnień z przeszłości, dają sobie szansę na szczęście i miłość.
Polecam książkę. Idealna na chwile relaksu. Zabawna, dowcipna i pozytywna.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz