Samantha Taylor (Lindsay Frost) prowadzi ustabilizowane życie. Ma kochającego męża, satysfakcjonującą pracę fotografa. Do szczęścia brakuje jej tylko dziecka, którego niestety nie może mieć...
Pewnego dnia jej idealne życie załamuje się, gdy mąż niespodziewanie prosi ją o rozwód. Okazuje się, że ostatni rok ich małżeństwa był kłamstwem, gdyż tyle trwa już romans męża z koleżanką z pracy. Na załamaną Samanthę spada jeszcze jedna druzgocąca wiadomość - kochanka męża jest w ciąży.
Ciężko jest oceniać film, który nakręcono na podstawie książki, której się nie czytało. Dodatkowo film "Palomino" ma 21 lat... No cóż, postaram się.
Zacznę może od bohaterów... Podoba mi się dobór aktorów (hmmm kiedyś aktorzy wyglądali jak zwykli ludzie i dzięki temu byli bardziej realni). Zarówno bohaterka jak i bohater wyglądają zwyczajnie, dokładnie tak, by każdy mógł się utożsamiać z postaciami przez nich granymi. Nie są sztucznie napompowani, a ich ubiór (choć teraz może trochę śmieszny) myślę, że jest "adekwatny" do roli.
Niestety spłycony został moment "zakochania się" bohaterów. Zastanawiam się czy w książce ten fragment również został skrócony, "bo przecież oni musieli się w sobie zakochać", czy tak postanowił przedstawić to reżyser? Faktem jest, że jak usłyszałam "kocham Cię", byłam mocno zdziwiona, że to już... Później historia już jak najbardziej toczyła się normalnym rytmem. Ale niech nikogo nie zwiedzie moja opinia ;) Nic w życiu Samanthy nie będzie normalne. Autorka i tym samym reżyser zafundowali głównej bohaterce kilka "przygód", które będą stanowiły punkty zwrotne w jej życiu. Jest ich kilka (a ponieważ ja podczas oglądania byłam zaskoczona) nie będę ich zdradzać czy sugerować.
Podoba mi się, że Danielle Steele nie unika ciężkich tematów. Ludzie muszą sobie radzić z rzeczywistymi problemami, a one nie znikają jak za dotknięciem magicznej różdżki. Nie ma cudów i łatwych happy endów. Trzeba walczyć o siebie i swoje szczęście. Bohaterowie są doświadczani przez los, ale otrzymują inną / drugą szansę.
Film nie jest jakimś arcydziełem. Powiedziałabym nawet, że jest raczej słaby, ale można go pooglądać. Mnie podobało się przede wszystkim przesłanie. Życie nie jest idealne, ale tylko od nas zależy czy nasza nowa rzeczywistość będzie idealna dla nas. Myślę, że jak wpadnie mi kiedyś książka w ręce, z chęcią ją przeczytam.
Ja książkę czytałam, zabieram się właśnie za obejrzenie filmu. Niestety, muszę powiedzieć, że w książce jest podobnie. Słowa "Kocham Cię" padły po niecałym miesiącu znajomości, co mnie osobiście też zdziwiło, ale widocznie tak musiało być. Podejrzewam, że w książce jest to o wiele ciekawiej i obszerniej ukazane. Moim zdaniem jest świetna i żałowałam, że ją przeczytałam tylko dlatego, że wolałabym żeby się nie kończyła. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń