sobota, 17 grudnia 2011

Nastrojowo... Sylwester w Nowym Jorku

Koniec roku zbliża się wielkimi krokami. Nowy Jork z rozmachem przygotowuje się do tego wielkiego wydarzenia. Na Times Square gromadzą się tłumy ludzi, spora ekipa przygotowuje słynną kulę, a kilka osób w sposób szczególny organizuje sobie czas ;)
W najnowszym filmie Garry'ego Marshalla udział wzięła cała plejada gwiazdorów :) Wielu zagrało naprawdę epizodyczne rólki, ale występ odnotowany ;) Myślę, że trudno oceniać role, gdyż przy takim natłoku postaci, aktorzy mają niewiele czasu na to, by się "pokazać".
W filmie jest kilka wątków / historii, które w pewnym momencie się przecinają. Wiele postaci jest ze sobą powiązanych i dopiero w końcówce wiemy w jaki sposób.
Oglądający zastanawia się jak się ich losy wiążą i to jest pozytyw. Miałam niezłą zabawę, gdy próbowałam dopasować elementy układanki ;)
Od razu powiem, że film nie jest jakoś wyjątkowo porywający. Owszem ma śmieszne czy zaskakujące momenty, ale ogólnie film jest średni. Nie wiem czy natłok historii, duuużo bohaterów czy może raczej średnie wątki, spowodowały że nie jest on dla mnie żadną konkurencją dla świetnego "To właśnie miłość".
Bardziej przemawiał do mnie film produkcji angielskiej niż amerykańskiej. Zazwyczaj angielski humor i w ogóle angielskie filmy są dla mnie... dziwne, ale ten jest wyjątkowy.
Ale wracając do "Sylwestra..." najbardziej podobała mi się historia z Zackiem Efronem i Michelle Pfeiffer. On miał świetne "ruchy" i takie luzackie zachowanie (młodość, może nie musiał za wiele się starać) no i bezkonkurencyjna Michelle, która super zagrała nieco zagubioną, zakompleksioną i zahukaną Ingrid.
Bardzo dobre teksty miała Sofia Vergara. Jej śmieszne kwestie, dodatkowo wypowiadane z akcentem, wywoływały salwy śmiechu w sali kinowej.
W filmie możemy też podziwiać piosenkarzy ;) Jon Bon Jovi gra.... piosenkarza Jensena, Ludacris jest funkcjonariuszem/ochroniarzem/ kimś innym  (nie rozpoznam po mundurze), Common - niespodzianka (ja się zaskoczyłam, ale nie samą jego rolą, a momentem, w którym się "ujawnił"). Śpiewająco pokazała się także Lea Michele, która śpiewa w chórku szkolnym w "Glee".

Dużym plusem jest pokazanie śmiesznych momentów czy wpadek na planie. Myślę, że to właśnie dzięki nim mam pozytywne wspomnienia z filmu.

I to chyba na tyle...
Dlatego moja ocena 6/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz